niedziela, 23 marca 2014

Viten



-Gdzie ja jestem? -spytała Viten zsiadając z konia.
-Jesteś w Mieście Smoków. Nie pamiętasz własnego domu?- usłyszała głos kobiety. Jasnowłosa postać, ubrana na czarno z płaszczem Czarnych Elfów uśmiechała się złowrogo.- Trochę tu się zmieniło. Zapanował nowy ład.
-    Ład? Gdzie są ludzie? Gdzie elfy? Dlaczego nie powiewa flaga Rodu Smoka?
-Przecież powiewa flaga.
Viten rozejrzała się w koło. Stała w sadzie, lecz nie tym, ktόry pamiętała. Drzewa były martwe, miejscami popalone. Pałac jej ojca nie wyglądał tak jak go widziała ostatnio. Białe ściany miały na sobie sadzę, mur był czarny, przebielony jedynie wapnem u nasady. Zrobiła krok w przód, lecz pod jej stopami nie było żwiru, a szkło, w wielu miejscach skruszone.
-To jest nowa rzeczywistość. Nastała Nowa Era Smoczego Krόlestwa. Lata panowania Hadra- głos jasnowłosej kobiety bolał, wwiercał się w umysł Viten- Nastał czas polowań i zabicia bestii Inicharόw. Czas zapłaty.
-O czym ty mówisz?- krzyknęła Viten patrząc w zielone oczy kobiety- Nie można zabijać smokόw.
-Można. Można zabijać smoki, można polować na gryfy.- roześmiała sie kobieta- Można zabijać dzieci, ktόrych się nie chce. Trzeba zabijać starców, ktόrzy zabierają nam wolność. Ty też jesteś już stara, czas i na to, aby zabić ciebie.
-Gdzie jest Eru? Gdzie jego ołtarz? Gdzie palenisko?- spytała Viten szukając wzrokiem kamiennego stołu na ktόrym zawsze płonął ogień. Świętego miejsca Stolicy.
-Eru? Nazywaj go jak chcesz! Mόw co chcesz! Dla mnie to Baalon, dla ciebie może być Eru! Czy nie on, kazał nam być wolnymi? Czy to nie od nas zależy ktόrą drogą pόjdziemy? Nastał nowy ład! Ciesz się!- kobieta mόwiła, lecz nie poruszała wargami.
Viten przyjrzała się jej. Miała zapadnięte oczy. W jej źrenicach nie tliło się światło. Oczy były martwe, zgasłe. Na dłoniach miała rany, od krwi młodego smoka. Czuła zło wypływające z jej wnętrza.
-Co się stało z moją rodziną?- krzyknęła w rozpaczy Viten.- Gdzie jest moja matka, mόj ojciec? Gdzie Adaren? Gdzie moja służba i poddani? Gdzie światło?
-Słońce już nie świeci. Zgasło. Nic nie jest takie jakie było! Ciesz się, poddaj się Hadrowi i nowemu porządkowi!- usłyszała.
Viten biegła. Kierowała swe kroki do sali tronowej. Otworzyły sie głόwne drzwi, lecz to już nie była ta sama sala tronowa ktόrą pamiętała. Usłyszała dźwięki. To muzycy grali na niedostrojonych instrumentach. Czerń i Czerwień- jedynie te dwa kolory były w sali. Tańczące kobiety były jak w transie. W bocznej nawie dwie elfki całowały się. Jedna z nich z nienawiścią patrzyła na Viten, ktόra szła w stronę tronu. Mężczyzna pijący z koziej piersi mleko- lecz koza miała poderżnięte gardło.  Dwie kobiety zabawiające jednego elfa, tuż pod schodami prowadzącymi na tron.
-Jest i Iskra Poranka- usłyszała głos od tronu- gdzie jest twoje słońce księżniczko? Smokόw już nie ma, więc i ty zapomnij o swym pochodzeniu i dołącz do nas! Dziś jest dzień służby nowemu panu! Czas oddać mu pokłon!
Na tronie siedział Hadr. Jego spalone dłonie obejmowały głowę jasnowłosej elfki, goszczącej twarzą między jego udami. Miał na sobie Czarny Płaszcz z wyhaftowaną białą czaszką w koronie. Tuż obok tronu dwie piękne kobiety zajmowały się sobą, ku uciesze mężczyzn. Ubrane były w purpurowy jedwab, podkreślający ich kształty. Na brzuchu każdej z kobiet była blizna, długa jak dłoń, a szeroka na dwa palce. Ich oczy, patrzące się z nienawiścią na Viten były puste. Spojrzała wyżej, nad tron, lecz nie znalazła tam godła Smoczego Miasta, a jedynie mozaikę stworzoną z konających młodych smokόw. Poczuła spływającą łzę na swoim policzku. Zamknęła oczy, lecz gdy je otworzyła była już gdzie indziej.
W malej komnacie, ktόra kiedyś była jej komnatą nie było światła. Jedyny blask bił od dwόch świec ustawionych na stole, tuż obok nagiej kobiety. Koło niej stał mężczyzna, który kroił jej brzuch. Gdy podeszła do stołu, ujrzała wyciągane z brzucha matki dziecko, nie większe od pięści. Zapłakała, gdy mężczyzna wrzucił je do wiadra z fekaliami. Kobieta zeszła ze stołu, po czym udała się do łόżka, aby zaspokoić swoje i mężczyzny rządze. Viten podeszła do wiadra, lecz dziecko już odchodziło. Płomień w jego małym ciele gasł, aż zgasł zupełnie. Zamknęła oczy.
Była na placu przed zamkiem. Na dużym stole płonął ogień. Tuż  koło niego stał mag w szkarłatnej pelerynie.
-Będzie wam lepiej! Będziecie zawsze szczęśliwi! On będzie cię kochał po kres dni! Oddajmy mu cześć!- mόwił z dziką radością w głosie. Wskazał na młodą kobietę stojącą tuż przy kamieniu, a ta podała mu swoje, świeżo narodzone dziecko.
Viten nie mogła na to patrzeć
-Weź mnie zamiast niego!- Krzyknęła, a zraz potem sama znalazła się koło Czarodzieja. Poczuła ostrze sztyletu, ktόre przebiło jej serce i metaliczny głos, wołający:
-Jak sobie życzysz, księżniczko. Ofiara dla Pana, spełniona.
Spojrzała na tłum ze spokojem. Żywi ludzie o martwych oczach cieszyli się z jej śmierci. Spojrzała na dziecko, leżące na ziemi, w ktόrego obronie konała. Płakało, lecz była w nim iskra. Gdy zamknęła oczy ujrzała białe światło i wysoką gόrę, skąpaną w świetle słońca. Tuż pod gόrą w błękitnych szatach stali jej rodzice trzymający się za ręce....



-Jest z nią źle. - powiedział Adaren do jasnowłosego elfa, stojącego po jego lewej stronie. Strażnik klęczał przy swej pani, trzymając na jej głowie tkaninę zamoczoną w lodowatej wodzie- Usunąłem pająka, lecz pojawiła się gorączka. Jest rozpalona i męczy ją coś.
-Adarenie, Synu Smoka- zaczął elf miękkim głosem.- Zrobiłeś już wszystko co mogłeś. Nie możemy jej ruszyć. Musi z siebie sama wyrzucić pajęczy jad. Gorączka jest  wysoka, lecz nie zabije jej, jeśli ma żyć. Czarne pająki są sługami Upadłego. Nigdy nie pojawiały się w naszym lesie, aż do tego roku, gdy sami ponieśliśmy straty spowodowane ich plagą. W twej Pani jest płomień, nie gaśnie on, a gorsze od gorączki byłoby zimno, które ugasiłoby jej serce. Jeśli jest gorączka, to jej serce walczy, a duch nie chce odejść. Pamiętaj o tym. Zajmiemy się utrzymaniem ognia, przygotujemy strawę, lecz już nie wiele możemy dla niej zrobić. Nasze elfy zaraz się pojawią.
-Odejdz, wracam-szeptała Viten w gorączce- weź mnie zamiast niego...
Po policzku Adarena spłynęła pojedyncza łza. Nie chciał stracić Viten. Obiecał jej bronić, a w tej chwili czuł, że nie sprostał temu zadaniu. Odsłonił bandaże. Gęsta Czarna ropa wypływała z rany.
-Oczyszcza sie, Synu smoka- oznajmił z radością elf.
Adaren starł czarną ciecz, po czym ponownie założył opatrunek. Bał się. Strach o księżniczkę przepełniał jego serce w takiej samej części jak poczucie winy, ktόre go ogarnęło.
 -Mów do niej, Synu smoka. Ona jest daleko. Teraz to od niej będzie zależało czy wróci.- Stwierdził, po czym odszedł w stronę ognia.



-Matko? Ojcze?
- Witaj córko. Tak tęskniliśmy. Od teraz zawsze będziemy już razem- powiedziała królowa Anne wyciągając do Viten elfie dłonie. Uśmiechy na ich twarzach jednak nie ogrzewały serca, a przepełniały je smutkiem.
- Czy ja wróciłam do królestwa? Co się ze mną działo? Gdzie jest Adaren?
- Córko, nasz ród odszedł, aby zrobić miejsce nowemu światu- odrzekł król wyciągając rękę w stronę córki.- Już nic nie będzie takie jak wcześniej. Nie ma już miejsca dla nas w nowym świecie.
- Co tam się stało? Czemu zabijają smoki?- krzyknęła Viten podchodząc bliżej do rodziców.
-Nastał nowy ład. Smoki okazały się złe, niszczące. Nie można było im już dłużej ufać. Choć do nas. Zostaniesz z nami. Będziemy tylko my i nasze ogrody- głos królowej był hipnotyzujący. Jej delikatny, tak dobrze znany księżniczce głos nie był tym, który słyszała przez wszystkie lata swojego życia.
Wróć do mnie, Viten. Nie odchodź. Nie czas jeszcze na to” usłyszała gdzieś za sobą. Odwróciła się od rodziców i z przerażeniem odkryła, że są za nią jedynie wypalone ciemne ziemie. Nie było na nich życia. Martwe rośliny pokryte popiołem były wszędzie, gdzie sięgnęła wzrokiem.
Strach zagościł w sercu Viten. Spojrzała na swych rodziców. Stali bez ruchu, jak zamrożeni, pokryci czarną sadzą.
„Boje się. Tak bardzo się boje” pomyślała z przerażeniem rozglądając się po łące na której cały czas stała.
„Wróć do nas. Czekam na ciebie. Zawsze będę czekał” usłyszała znów ciepły głos zza niej. Odwróciła się i bez zastanowienia pobiegła w jego stronę.
-Nie zostawiaj mnie! Tak bardzo się boje- krzyczała biegnąc.
„Nigdy cię nie zostawię. Zawsze będę przy tobie.” Słyszała. Był to smutny, lecz pełen miłości i oddania głos.
Biegła przed siebie przez otaczające ją tereny zniszczenia. Nawet po wojnie istnieje więcej życia niż w tym miejscu. Potknęła się o wystający konar, lecz nie zważając na ból podniosła się i biegła dalej. Usłyszała rżenie i tętent końskich kopyt. Odwróciła się i spojrzała w dal za sobą. Biegł w jej stronę, cały pokryty krwią i popiołem. W siodle na jego grzbiecie siedział jeździec o trupiej twarzy. Trzymał w ręce ostry miecz skąpany w krwi. Viten nie miała broni. Zaczęła uciekać, lecz upiór zbliżał się do niej coraz bardziej. Ponownie upadła, prosto pod nogi wierzchowca. Jeździec ugodził ją mieczem w brzuch. Krzyknęła, gdy jej ciało zalała fala bólu.
To sen, siostro. To minie. Musisz jedynie do mnie wrócić. Nie poddawaj się…”         
Głos cały czas dobiegał z jednego miejsca. Viten uniosła się i pobiegła w jego stronę. Jeździec co chwila pojawiał się w różnych stronach, zadając jej rany mieczem. Krzyczała, lecz nie poddawała się słysząc głos. Próbowała otworzyć księgę, lecz nie czuła ciepła z niej płynącego, nie mogła przywołać smoków.  Dobiegła do przepaści. Zatrzymała się przed nią i spojrzała w dół, gdzie była jedynie ciemność. Słysząc głos z niej dobiegający- skoczyła. 



Wstęp

Nie jestem blogerką. Chce tylko ukazać kawałek swojego świata. jego piękno i błędy.
Nie jestem pisarką, artystką, politykiem, czy nauczycielem. jestem osobą, która ma oczy szeroko otwarte, która jest zachwycona tym co mnie otacza.

Założyłam bloga, aby pokazać wam część mojego świata.

Mam nadzieje, że nie był to błąd.

Pozdrawiam, Tempesta.